wtorek, 26 lipca 2016

Dzień z życia praktykanta #4 – okiem Skaja


Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Dzień 1
Ja wszystko rozumiem. Mamy mieć kontakt z naszym przyszłym zawodem, poza tym na praktykach możemy zdobyć umiejętności i zobaczyć rzeczy, o które często ciężko na zajęciach klinicznych. Już nawet pomijam fakt, że wysłali nas na anestezjologię i intensywną terapię, zanim w ogóle zaczęliśmy ten przedmiot na uczelni. No i nie ma kiedy tego zrobić, tylko w wakacje. Ba, jestem nawet w stanie przymknąć oko na to, że niektóre szpitale każą sobie za to płacić. ALE ŻEBY W WAKACJE WSTAWAĆ O SZÓSTEJ? Umieram. 
Niemniej jest świetnie. Oprócz mnie na oddziale praktykuje jeszcze pięcioro studentów i jakimś cudem wszyscy są z mojego uniwerka. Każdy dostał przydzieloną salę i swojego lekarza rezydenta, któremu mamy zatruwać życie, zamiast męczyć na zmianę losowo wybranych pracowników. Lubię moją panią doktor. Już pierwszego dnia pokazała mi, jak obsługiwać przenośny respirator i na co najbardziej zwracać uwagę na monitorze przy transporcie pacjenta.
No i przedstawiła się jako Agnieszka. Czy to znaczy, że mam się do niej zwracać po imieniu? Przecież to jest lekarz i mój opiekun! Chyba postaram się unikać bezpośrednich zwrotów, dopóki tego nie rozgryzę.

Dzień 2
Prześladuje mnie pani profesor z patofizjologii! Za pierwszym razem natknąłem się na nią, kiedy dorabiałem, sprzedając choinki przed świętami. Wtedy jeszcze myślałem, że tylko mi się wydaje, bo przecież szefowa działu ogrodów z Lerłamerlę mogła być po prostu do niej podobna, ale przysięgam, że teraz też jedna z pielęgniarek tutaj wygląda zupełnie jak ona! Najwyżej trochę bardziej przy kości, ale przecież każdy może przytyć. Wracając do domu, co chwilę oglądałem się za siebie.

A dzień zaczął się obiecująco. Ogólnie to na intensywnej terapii na lekarza przypadają po cztery łóżka. Na mojej sali dwa to ludzie z urazami, a dwa to przypadki przeniesione z chirurgii ze względu na komplikacje po zabiegu. Podczas porannego obchodu okazało się, że mamy dziś do założenia dwa wkłucia centralne (cewnik, najczęściej do żyły szyjnej wewnętrznej) i dwa do tętnic obwodowych. Gdy nadzorujący salę specjalista stwierdził, że powinienem się tego nauczyć, doktor Agnieszka, jak zwykle większość ludzi, popatrzyła na mnie z trochę nietęgą miną, ale zgodziła się wszystko mi pokazać i przy drugim pacjencie miałem spróbować zrobić to samemu.

Bilans: centralnego nie zdążyłem założyć, ale mam obiecane przy następnej okazji; trzy razy próbowałem wkłuć się w tętnicę promieniową bez skutku. No cóż...

Dzień 3
 Agnieszka powiedziała mi, że mam jej nie doktorować. Nie ma sprawy. Jeśli chodzi o mnie, to coraz więcej osób zamiast kolegowi mi Skaj. Zaczynam się czuć jak u siebie.

Dzień 4
Uważam, że to trochę śmieszne, że pierwszy raz w życiu widzę na oczy rezonans magnetyczny dopiero po czwartym roku na medycynie. Z drugiej stronyja pierdziu, ale to nudne. Przez pół godziny do końca badania słuchałem, jak technik rozmawia z doktorem Marcinem o dzieciach. Ma dwójkę i puszcza im Reksia, i jadą na urlop nad morze.
Poza tym w wolnych chwilach obczajam w Empendium leki, które przyjmują moi pacjenci. Jest parę, które podawane są praktycznie wszystkim. Levonor i dopamina na krążenie, furosemid na nerki, do tego midanium na spanie i oxynorm przeciwbólowo. Do doraźnej sedacji na czas transportu albo jakiegoś bolesnego zabiegu używa się propofolu. Większość też jest na jakimś antybiotyku zakażenia szpitalne to masakra. Trzeba ciągle uważać, bo strasznie łatwo toto roznieść. Zapomniałem raz wziąć igłę do strzykawki i sięgnąłem do szafki w rękawiczkach, w których już dotknąłem pacjenta. Dostałem słuszny opierdziel.
À propos tych zakażeń właśnie one są podobno najczęstszą przyczyną zgonów wśród hospitalizowanych bezdomnych amatorów napojów wyskokowych. Po przyjęciu na oddział zmywa się z takiego pacjenta warstwę brudu hodowaną nieraz miesiącami, która zawsze była jakąś tam zaporą mechaniczną dla bakterii a szczepy obecne w szpitalach ciężko zwalczyć nawet silnymi antybiotykami. Tak więc czystość potrafi zabić przynajmniej w niektórych przypadkach.
Czystość taka niebezpieczna...
Dzień 5
W piątki trzeba wypełnić karty zleceń na 3 dni w przód. Znowu zostałem zagoniony do papierkowej roboty, ale nie narzekam tak długo, jak nie błąkam się po korytarzu bez celu. No i Agnieszka mi zaufała, mimo że zawsze wolała robić to sama w końcu ona się pod tym podbija. Całe szczęście już weekend.

Dzień 6
Wymieniam cewniki, zakładam wkłucia, pobieram posiewy, noszę sprzęt, drukuję karty zleceń, biegam za lekarzami. No i paczę. Dużo paczę, bo dużo się dzieje jak nie na mojej sali, to na innej. Pegaz-orkiestra ze mnie.

Dzień 7
Wkłułem się do żyły szyjnej! Za pierwszym razem. Owszem, była dość duża i widziałem, gdzie jestem w USG, ale i tak uważam, że mam z czego być dumnym.
Intensywna terapia to w ogóle dobre miejsce na naukę. Jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, większość pacjentów jest tu nieprzytomna i dlatego nie przejmują się, jak jakąś procedurę trzeba powtórzyć, bo studentowi trzęsą się kopytka albo będzie kilka razy pod rząd próbował założyć wenflon. Wśród tych przytomnych z kolei duża część nie kontaktuje i też jest trochę łatwiej, ale nie można zapominać, że nigdy nie wiadomo, ile tak naprawdę dociera do takiego chorego. Agnieszka specjalnie zwraca mi uwagę, żeby zawsze głośno i wyraźnie mówić do nich o tym, co będzie się przy nich robiło. Najgorsza z możliwych rzeczy, kiedy leżysz w szpitalu, to jak personel o tym zapomina.
Dzień 8
Jednej z pacjentek na mojej sali poprawiło się na tyle, że mogła zostać wypisana na inny oddział. A na sali obok zgon. Pierwszy raz ktoś umarł, jak przebywałem na oddziale. A tu wszystko tak... normalnie. Gdybym nie zaszedł tam przypadkiem, szukając aparatu do USG, pewnie bym się nawet nie dowiedział.

Dzień 9
Agnieszka jest zmęczona. Przyjmowaliśmy dziś nowego pacjenta. Pod wpływem alkoholu. Rzucającego się mimo wysiadających nerek i wątroby. Zsedować, zaintubować, podłączyć do respiratora i monitorów, założyć wszystkie wkłucia, a potem jeszcze tona papierologii. Staram się odciążyć moją rezydentkę jak mogę, ale mam małe możliwości jako student. Poprosiła mnie, żebym przyniósł jej kawę z bufetu na dole, ciągle przepraszając, bo wie, że nie jestem od tego. Oczywiście, że jej przyniosłem. Jak tylko by chciała, przynosiłbym jej codziennie. Jest świetnym opiekunem.
A moim ulubionym sprzętem na oddziale zostaje worek ambu. To naprawdę niesamowite, widzieć unoszącą się klatkę piersiową, gdy ściskasz go w kopytkach.

Dzień 10
Rano poszliśmy wszyscy całą szóstką do ordynatora poprosić go o pieczątkę pod potwierdzeniem odbycia praktyk. Popatrzył się, jakby widział nas pierwszy raz w życiu i chyba podbiłby nam wszystko, cokolwiek byśmy mu podsunęli. Zapamiętać ta informacja może mi się przydać w przyszłości. 
Wypisałem karty do poniedziałku, pochodziłem trochę po salach i zobaczyłem prezentację nowego monitora, który podpinali na próbę jednemu z pacjentów świetny sprzęt. Ma odłączany przenośny moduł tak, że nie trzeba przepinać wszystkich kabelków, gdy chce się gdzieś chorego przetransportować.
Za tydzień praktyki na pediatrii. Ciekawe jak będzie...

10 komentarzy:

  1. Kurczę, fajnie tam masz :). Zazdroszczę dr Agnieszki. I fuchy sprzedawcy choinek też. I czekam na pediatrię!
    W ogóle to patrzę, że każda uczelnia rządzi się własnymi prawami. U mnie po żadnym roku studiów nie ma praktyk na intensywnej terapii... Po czwartym mam chirurgię i SOR, po piątym ginekologię i pediatrię. No, a po moim drugim - caaałe 4 tyg. w POZ ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdrościmy 2 tygodni SORu ;) My po drugim roku mieliśmy tylko tydzień (bez żadnego przygotowania oczywiście) + 3 tygodnie w POZ ;)

      Usuń
  2. Obrazek 1 spodobał mi się. Głównym powodem jest dobra ekspresja pegaza – naturalna i wyrazista. Nieźle wyszła również anatomia – proporcje są prawidłowe. O wiele lepiej pod tym względem wyszła uśmiechnięta część – kuce z mlp mają dość łagodne przejście między szyją, a tułowiem, natomiast w tej smutnej wyszło za ostro. Kolorystyka jest czarno biała, ale jest to część twojego stylu, więc nie ma czym się przejmować, chociaż pokolorowanie pegaza na niebiesko z pewnością by nie zaszkodziło. W to wszystko wspaniale wpisane są słowa; czytelne i nie przecinające kontur.
    Nieco dziwne jest cieniowanie – na okularach widać odbijające się promienie Słońca, ale część grzywy położona na szyi ma taką samą jasność jak ta położona z przodu. Można by to oddać przez zakolorowanie tych włosów ołówkiem o niskiej twardości nieco jaśniejszym niż ten, którym rysowałeś kontury. Ostatnią minimalną wadą jest położenie okularów na ostatnim rysunku – tak położone zjechałyby zanim Skaj dokończyłby „ale”. Powinny znajdować się nieco wyżej i opierać się o włosy.

    Drugi wyszedł niestety nieco gorzej. Szyję narysowałeś dobrze, głowę też, ale ogon i noga, którą Skaj się myje kompletnie ci nie wyszły. Ten pierwszy skręca w lewo i jego część jest skierowana w górę, podczas gdy powinien zmierzać ku dołowi przyciągany przez siłę grawitacji. Kopyto wygląda zaś jak dłoń w której wypełniono przestrzenie między palcami – zamiast jednej prostej linii, jaką takowe powinno się kończyć mamy skos niewidziany u koni. Wysoko ocenić muszę natomiast pozostałe kończyny – przejścia między nimi a tułowiem udały się. Światło pada prawdopodobnie z góry, poza tym nie ma tutaj precedensu czarnych okularów, więc cieniowania się nie czepiam. Największą zaletą tego obiektu są słowa – spokojna piosenka nie jest niczym ograniczona, a agresja nadchodząca z zewnątrz otoczyła się konturem. Dość dziwna jest grzywa wyglądająca tak, jakby pegaz miał loki. Na sam koniec zostawiłem dwie największe wady: brak skrzydeł i ucho. Skaj podobno jest pegazem, więc gdzie są te pierwsze? Te drugie natomiast są nienaturalnie okrągłe.

    Obie prace, pomimo pewnych zgrzytów, oceniam jako dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za tamtą wiadomość, jednak udało się skomentować.

      Usuń
    2. O NIE! Znowu zapomniałem o tych skrzydłach D:

      W ogóle dzięki za taką wnikliwą ocenę. Ostatnio trochę więcej próbuję rysować, więc przyda mi się taki wgląd. Ale akurat tu na blogu rysunki pozostaną tylko czarno-białymi lineartami - ot taką stylistykę przyjąłem tutaj.

      Jeśli chodzi o cieniowanie, to go nie ma, więc nie ma co oceniać. Refleks na okularach zrobiłem ot tak, bo mi ładnie wyglądało. Z położeniem okularów na wesołym Skaju jak najbardziej masz rację, ale tutaj po prostu ze względu na mój brak umiejętności trzeba się zgodzić na pewną umowność. I na drugim obrazku to nie loki. To piana na głowie :P

      Obiecuję pracować nad tym wszystkim :)

      Usuń
  3. Hejo tu Malina :D
    Kurczeee ja właśnie po sorze i uważam ze robienie go po 2 roku jest albo głupie albo ja mam pecha do robienia praktyk. Bo znowu tylko wypełniałam papierki i stałam nad lekarzem, ktory miał zlewkę na mnie. A potem trzeba podbić w dzienniczku jakies umiejętności praktyczne.. A oglądanie jak pan doktor szyje nie jest jeszcze umiejetnoscia :D dlatego wlasnie bylam zdziwiona tym postem, ze masz okazje robić fajne rzeczy i się uczyć. To daje mi nadzieje ze po 4 roku moze w końcu zauwaza we mnie cos więcej niż gońca :D czekam z niecierpliwością na pediatrię! p.s robisz praktyki u siebie w mieście? Bo zaczynam poważnie myśleć, żeby za rok zostac w naszej ukochanej mieścinie studiów na internę.. I nie wiem czy to dobry pomysł :D
    I nie łam sie ze musiales wstawać na 6, ja rok temu żeby dojechać to miałam pobudkę 4.30 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4:30? To chyba nie opłaca się iść spać :v
      Robimy u mnie w mieście, jak zwykle ;) SOR z tego co pamiętam też trafił nam się dobry. Nawet zastanawiam się czy by tam nie pójść dodatkowo jako wolontariusz, bo jest co robić raczej. Skaj za to chce iść na karetki - rozmawialiśmy z jednym ratownikiem i mówił nam, że chętnie biorą studentów.

      Usuń
  4. A czy wy też macie takie śmieszne dzienniki praktyk, w których zbieracie pięcząteczki? :D Bo ja właśnie taki dostałam i po przeczytaniu ich nawet nie wiem, czy kiedykolwiek to wszystko będę miała okazje zrobić (np, odebrać poród albo przetaczać krew).. to ktoś jakoś sprawdza? Chociaż ty nie masz tego problemu, bo twój duet ze Skajem na pewno zawładnie wszelką wiedzą medyczną :D
    Pozdrawiam, miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mamy. Mówią, że sprawdzą po szóstym roku :/ Czuję, że wszystko sprowadzi się do tego, że na szóstym roku będziemy musieli sobie znaleźć lekarza, który po prostu podbije nam wszystko jak leci. Staramy się zbierać te pieczątki, ale warunki na praktykach są jakie są, a tegoroczna intensywna to niestety wyjątek... Aktualnie "mój duet ze Skajem" zawładnął tylko kanapą w dyżurce na pediatrii, gdzie ZUPEŁNIE NIC się nie dzieje :/

      Ale jest nadzieja. Dziś koleżanka z innej uczelni powiedziała mi, że u nich odpuścili sobie te dzienniki i ich nie sprawdzą ;)

      Również pozdrawiamy :)

      Usuń
  5. Te Twoje rysunki są świetne!

    OdpowiedzUsuń