Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

piątek, 19 czerwca 2015

Sen


Akcja. Słychać brawa, ciężka kurtyna z czerwonego aksamitu pamiętająca chyba jeszcze czasy samej Heleny Modrzejewskiej idzie w górę. Aktorka grająca Julię wychodzi na scenę, a ty obserwujesz ją zza kulis, gdy nagle uświadamiasz sobie, że przecież zaraz obok niej ma pojawić się Romeo, którego w tej sztuce z jakiegoś powodu grasz właśnie ty.

Zapada cisza. Julia spogląda nerwowo w twoją stronę, z widowni zaczynają dochodzić pierwsze szmery przyciszonych rozmów, a ciebie ogarnia narastająca panika. Przecież nie umiesz tekstu. Mało tego - nie wiesz tak naprawdę, co się w ogóle dzieje. W międzyczasie czyjaś ręka wciska ci książeczkę z tekstem dramatu i wypycha na scenę. Zdesperowany, starając się nie myśleć o setkach oczu śledzących teraz każdy twój ruch, otwierasz szybko otrzymaną w ostatniej chwili ściągę tylko po to, żeby zorientować się, że nic cię już nie uchroni przed kompromitacją i zaprzepaszczeniem pracy wszystkich osób zaangażowanych w spektakl, bo kartki okazały się puste... i zrobione z naleśników?

Podobny sen w różnych wariantach na pewno przyśnił się zdecydowanej większości nas. Ten konkretny Skaj opowiedział mi prawie trzy lata temu podczas owej długiej nocy spędzonej w barze na początku naszych studiów, nad szklanką piwa, a w jego przypadku cydru, sączoną leniwie przy akompaniamencie jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego jazzowego kawałka charczącego z głośników w kącie. 
„Wiesz” - powiedział - Gdyby to się działo naprawdę, poradziłbym sobie jakoś. Bo takie jest życie" - Zanim zdążyłem rzucić jakąś celną uwagą, jak to po paru głębszych włącza mi się tryb filozofa, odbiło mu się tak głośno, że aż barman z drugiego końca sali popatrzył na nas z politowaniem.


Gdzie z tym wszystkim zmierzam? Właściwie sam nie wiem, bo właśnie zorientowałem się, że motto tego tekstu będzie jednym wielkim truizmem rodem z tanich poradników do samorozwoju. Życie jest życiem, bo ma w zwyczaju stawiać nas przed trudnymi sytuacjami, na które nie mieliśmy szansy się przygotować, a umiejętność radzenia sobie z problemami to w dużej mierze zdolność do improwizacji... i co z tego? Podejrzewam, że gdyby ktoś, jakiś nieokreślony oniryczny byt, spróbował na tamtej scenie powiedzieć naszemu Romeo coś podobnego, zarobiłby cios kopytem w swój metafizyczny pysk. Nawet jeśli trudno mi wyobrazić sobie Skaja robiącego coś takiego w prawdziwym życiu.

Dlatego właśnie truizmu na koniec nie będzie. Weźcie idźcie coś zróbcie ze sobą zamiast czytać rozprawy o niebieskich pegazach. Improwizować też trzeba umieć. Każdy jazzman wam to powie.