Szczerbatek is not amused |
No bo jeżeli już nawet smoki są takie miłe, ładne i przyjazne, to gdzie w takim świecie jest miejsce dla pegazów? I co się stało ze starymi, dobrymi bestiami, które machnięciem ogona mogły zmieść z powierzchni ziemi pół wioski, drugie pół jednocześnie przypiekając ogniem na chrupko? Czy wszystko, co ma się podobać dzisiejszej młodszej publiczności, musi w mniejszym lub większym stopniu przypominać kota?
I tak, zanim ktokolwiek znowu zwrócił uwagę na milczącego pegaza trzymającego się z boku, Skaj postanowił, że ktoś musi mu odpowiedzieć na parę pytań i głęboko w swoim niebieskim zadzie ma konwencję bloga i jakiekolwiek resztki realizmu, a także swoją niechęć do crossoverów. Potarł lekko przednim kopytkiem o chodnik dla dramatycznego efektu i upewniwszy się, że wszyscy na niego patrzą, bez słowa wystartował w górę.
Jeszcze tylko mały przystanek w domu na siku, spakować notatnik i wszystko gotowe do podróży.
Rozmowa ze smokiem
– Dlaczego przyjaźnisz się z ludźmi? Dlaczego pozwalasz im się traktować jak zwykłe bezrozumne zwierzę? Ty niby masz być potomkiem gromu i błyskawicy?
Gdyby nie fakt, że Skaj był jakieś cztery razy mniejszy od rozmówcy, te pytania mogłyby nawet brzmieć oskarżycielsko. Niestety trudno jest oskarżać kogoś, kto machnięciem łapy może ci pogruchotać kości i właśnie spogląda na ciebie z uśmiechem wyrażającym uprzejme zainteresowanie. Zamiast tego pegazowi wyszło coś pomiędzy stęknięciem a płaczliwym protestem. Z rezygnacją pogratulował sobie w duchu, że przynajmniej głos drżał mu tylko troszkę.
– O ile dobrze pamiętam, to był „przeklęty pomiot burzy” – smok przewrócił oczami – ale twoja wersja podoba mi się bardziej. Widzisz – kontynuował – moglibyśmy leżeć teraz w jakiejś ponurej pieczarze w górach, pomiędzy walającymi się wszędzie zwęglonymi kośćmi i tego typu podobnym badziewiem. Bez większego problemu mogłem zestrzelić cię z nieba pociskiem z plazmy, gdy widziałem, jak lecisz w moją stronę. Wreszcie, rozmawiając teraz z tobą, mógłbym siedzieć dostojnie wyprostowany zamiast ryć w ziemi kawałkiem starego konara...
Skaj ostrożnie przyjrzał się nieregularnym wzorom żłobionym naokoło przez smoka.
– Bardzo... ładne. - wypalił nagle, uśmiechając się do Szczerbatka. – Te wzory takie... intrygujące... – próbował brzmieć choć trochę przekonująco, choć jego wiedza o sztuce ograniczała się się zwykle do rozróżniania obrazów na takie, które mu się podobają, i te brzydsze. Czasem, tak jak teraz, gdy chciał zabrzmieć inteligentnie, używał też różnych wariacji słowa „ciekawe”. Sztuka Szczerbatka była czymś przypominającym hybrydę Pollocka i Picassa. Współcześni artyści, żeby tworzyć coś takiego, potrzebowali według Skaja co najmniej tyle samo tupetu, ile talentu, jednak to spostrzeżenie postanowił wyjątkowo zachować dla siebie.
– Dzięki – Smok się rozpromienił. – Postanowiłem poeksperymentować z klasycznym ujęciem preindustrialnego nihilizmu – wyjaśnił z dumą w głosie. – Czkawka nigdy by się na tym nie poznał, dlatego...
– No właśnie! – Skaj zyskiwał pewność siebie. – Jest wobec ciebie protekcjonalny, a ty mu na to pozwalasz. Zachowujesz się przy nim jak zwierzę - dodał, licząc, że rozmowa powróci na pierwotne tory i nie będzie musiał obnażać swojego braku wiedzy na temat jakiegokolwiek nihilizmu, a już szczególnie preindustrialnego.
– Słuchaj – Szczerbatek westchnął ciężko i odłożył konar. – Zdradzę ci pewien sekret – Pochylił się nad pegazem tak, że ten musiał zadrzeć głowę do góry, żeby spojrzeć mu w oczy. – Nie jestem człowiekiem.
– W... wiem, ale...
– Nie wiesz – Smok przez chwilę wydawał się rozbawiony, ale zaraz spoważniał. – Czkawka nigdy nie będzie mnie traktował jak człowieka, a ja wcale tego nie chcę. Udawanie kogoś, kim się nie jest tylko po to, żeby sprostać cudzym wyobrażeniom i oczekiwaniom jest głupie. Fakt, że smoki mają zupełnie inne prawa i obowiązki niż ludzie, wcale nie przeczy temu, że jesteśmy równi jako osoby... Nadążasz?
Skaj powoli pokiwał głową, nie spuszczając wzroku z rozmówcy.
– No to pozwól, że zapytam: woziłeś kiedyś kogoś na swoim grzbiecie? – zagadnął niespodziewanie Szczerbatek.
– Zdarzyło mi się – Pegaz wzruszył skrzydłami. – Czasem, jak musiałem opiekować się jakimś młodszym dzieckiem...
"Na szczęście nie za często" – dodał już w myślach. Skaj bał się dzieci. Zapytany zwykle wolał mówić, że po prostu za nimi nie przepada, ale tak naprawdę chodziło o to, że wydawały się mu przerażająco... bezpośrednie. Nie ważne, kim jesteś, czy w przyszłości zostaniesz lekarzem, czy na ostatnim koncercie dostałeś owacje na stojąco. Jak nie radzisz sobie z zabawianiem trzylatka dłużej niż dziesięć minut, jesteś zerem. Jeżeli samo dziecko nie da ci tego do zrozumienia, zrobią to osądzające spojrzenia Reszty Świata.
– Czy uważasz, że cię to poniża? – kontynuował po chwili smok. Nie siedział już przy pegazie. Wpatrywał się w spokojną taflę jeziora wypełniającego prawie pół kotliny, w której się znajdowali.
– Rozumiem – wymamrotał Skaj, przyglądając się swoim kopytkom, ale po chwili znowu podniósł głowę. – Po prostu część mnie chciałaby, żeby smoki były groźne i dostojne, wiesz?
- A ja wolę mieszkanie w cichej wiosce mojego przyjaciela od samotnej pieczary w górach – stwierdził Szczerbatek stanowczo, wstając nagle i rozwijając skrzydła. – Miło się rozmawiało, Skaj. Odwiedź kiedyś Berk, jeżeli będziesz miał ochotę – rzucił na pożegnanie.
Gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo, wybił się mocno do góry potężnymi kończynami, wzlatując pionowo w niebo. Zaskoczony pegaz poczuł na pyszczku mocny strumień powietrza odpychanego wielkimi skórzastymi skrzydłami. Po chwili smok był już tylko czarnym kształtem na wieczornym niebie, a sam Skaj patrzył przez jakiś czas w górę na jego dostojną sylwetkę, która wkrótce zniknęła mu z oczu.
Wtedy przyszło mu do głowy, że jego rozmówca pokazał mu dzisiaj tylko jedną stronę swojej natury. Może to naiwne, życzeniowe myślenie, ale gdy Szczerbatek rozłożył skrzydła do lotu, w jego oczach pegaz zauważył coś, co uświadomiło mu, że ma przed sobą nocną furię – najrzadszego i najinteligentniejszego z wszystkich smoków. Niebezpiecznego drapieżnika, a nie tylko przytulankę, za którą ten chciał z jakiegoś powodu uchodzić.
Nagle, tuż przy swoim uchu Skaj usłyszał cichy szept:
– Ten nihilizm to był tylko pic na wodę. Tak sobie tylko kreśliłem w ziemi.
Gdy momentalnie obejrzał się za siebie, nikogo już nie zobaczył. Uśmiechnął się lekko do siebie, wyjął z sakwy pióro z notatnikiem, po czym usiadł na ziemi i korzystając z ostatnich promieni zachodzącego słońca, zaczął pisać.