Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

czwartek, 3 grudnia 2015

Możesz być kimkolwiek zechcesz

Zrób to! Nie pozwól, żeby twoje marzenia pozostały marzeniami! mówił Shia Labeowuf z prostokątnego okienka na ekranie laptopa ku uciesze grupki studentów medycyny w akademiku po godzinach. Jeden z nich, który znacznie odbiegał wyglądem od reszty, po trzydziestu sekundach nie wytrzymał i skończył jako tarzająca się ze śmiechu po podłodze masa niebieskich kopytek. I wcale nie chodzi mi o to, że ze względu na słabą głowę podobną reakcję może po dwóch butelkach cydru wywołać u mojego skrzydlatego przyjaciela prawie wszystko. Generalnie potem przez jakiś czas niezawodnym sposobem na niekontrolowany atak śmiechu u Skaja było wyszeptanie mu wspomnianych wyżej słów do ucha na przykład ku uciesze gawiedzi podczas zajęć z mikrobiologii z doktor Buką albo zamarkowanie tego charakterystycznego przysiadu ze zbliżeniem rąk przypominającego prężącego muskuły goryla... lub pacjenta ciężko znoszącego badanie prostaty per rectum, ale jednocześnie zdeterminowanego, żeby mieć je już za sobą.

No bo wracając do meritum czym do jasnej ciasnej ma być to jedyne w swoim rodzaju to, po zrobieniu którego uczynimy świat lepszym miejscem, a filmowcy z Hollywood będą zabijać się o prawa do nakręcenia naszej biografii? Zakładając oczywiście, że nie chodzi o wcielanie w życie każdego pomysłu i zachcianki, które przyjdą Skajowi do łba. Pewnie Labeouf miał na myśli realizowanie swojego... bleh... Przeznaczenia.

Jeśli ktoś nie wie, wiele osób uważa przeznaczenie za rodzaj czegoś, co psychiatria nazywa ideą nadwartościową z tym, że ludzi, którzy poznali swoje (zwykle podczas jakiegoś swoistego duchowego katharsis), nie zamyka się w szpitalach, tylko podziwia i stawia za przykład dla innych, podobno błądzących przez całe życie jak źrebak we mgle. Generalnie fajnie jest mieć przeznaczenie. Niestety to bzdura. Taki mit, w który im prędzej przestaniemy wierzyć, tym lepiej.
Tylko co dalej? Oczywiście Shia Labeouf ma rację. Ale nawet jeśli już z grubsza zdecydowaliśmy się na daną ścieżkę kariery, czy powinniśmy porzucić wszystkie inne pasje, ewentualnie minimalizując je do nic nie znaczących weekendowych hobby w celu ochrony przed zbyt wczesnym wypaleniem zawodowym?

To powinno być oczywiste. Przecież od dziecka powtarza nam się, że możemy w życiu robić cokolwiek zechcemy i ogranicza nas tylko nasza własna wola. Specjalnie nie chcę pisać o tym, że przecież nie każdy ma równe szanse i bardzo wiele zależy od statusu społecznego, majątkowego czy zwykłych predyspozycji. Jeśli chodzi o wzbudzanie poczucia winy wśród przedstawicieli białej klasy średniej, jest masa ludzi, którzy zrobią to lepiej ode mnie, a poza tym nie robi się do własnego gniazda czy coś w tym stylu.

No więc moje kochane niepowtarzalne płatki śniegu, pegazy wy moje, samotne wyspy pośród oceanu przeciętności, możecie robić, co tylko zechcecie. Czasem potrzeba sprzyjającej ekonomii, najczęściej odpowiedniego podejścia, niekiedy nutki szczęścia i iskry inspiracji. Bywa też, że muszą ucierpieć na tym jakieś mniej ważne obowiązki, ale generalnie wszystko jest możliwe. Właśnie z takiego założenia wychodzi Skaj, gdy Reszta Świata twierdzi, że łączenie muzyki z medycyną jest czymś nadzwyczajnym i godnym podziwu, a on tylko wzrusza skrzydłami, powtarzając z uśmiechem, że to tylko tak dobrze wygląda z zewnątrz.

Tylko że jeżeli lekarz nie da z siebie stu procent, będzie w najlepszym razie kiepskim lekarzem. Tak samo jest z muzykiem. Oczywiście nie ma tu prostej odpowiedzi: nasza pasja jest częścią nas, jest niezbędna do życia, a ludzie tak jak pegazy są stworzeniami wielowymiarowymi. W ostatecznym rozrachunku chodzi jednak o priorytety. Bo możesz być kimkolwiek zechcesz.

Ale czy możesz być tym wszystkim jednocześnie?