wtorek, 28 czerwca 2016

Saksofon raz jeszcze

Nawiązując do formy poprzedniego wpisu, znowu zacznę pytaniem zadanym kiedyś Skajowi przez jego nauczyciela. Brzmiało ono: "Jaki instrument ma barwę dźwięku najbardziej zbliżoną do saksofonu?". Odpowiedź jest na tyle zaskakująca, że stała się ciekawostką powtarzaną przez naszego pegaza na imprezach w celu zabłyśnięcia wiedzą i obyciem opowiadającego, ilekroć wymaga tego sytuacja. Na przykład kiedy musi jakoś odwrócić uwagę towarzystwa od wcześniejszej gafy, gdy wygłosił swoją niepochlebną opinię na temat ostatniego spinoffa "Króla Lwa", nieopatrznie zapominając, że osoba w jego wieku nie powinna mieć ŻADNEJ opinii na temat seriali animowanych... Także tego...


Enyłej, wracając do tematu, ten instrument to wiolonczela. Ciężko to sobie wyobrazić, szczególnie jeżeli saksofon kojarzy się komuś głównie z motywem z "Careless Whisper", bo chodzi tu o zadęcie i barwę dźwięku obecne właśnie w klasycznej muzyce saksofonowej. Mało ludzi zwraca uwagę na to, że początki tego pięknego instrumentu sięgają kilka dekad przed narodzinami muzyki jazzowej i popu. Nie umniejszając wspaniałości tego pierwszego i nie wylewając niepotrzebnego wiadra pomyj na to drugie.

No ale jak to było z tym saksofonem w muzyce klasycznej? Zacznijmy od tego, że w XIX wieku instrumentom dętym drewnianym nie wiodło się zbyt dobrze. Dokładniej od roku 1813, kiedy wynalezione zostały wentyle znacznie zwiększające możliwości wykonawcze aerofonów blaszanych, które zaczęły dorównywać ruchliwościom klarnetom czy obojom, jednocześnie całkowicie deklasując drewno pod względem rozpiętości dynamicznej. W powstałą lukę z założenia miał wstrzelić się saksofon. Jak to wyszło i dlaczego do końca nie wyszło, wiemy po części z biografii Adolfa Saxa. Pasowałoby jeszcze dodać, że stałe miejsce w orkiestrach wojskowych jego instrumentom zapewnił nakaz oficjalnych władz. Takiego nakazu nikt nie był w stanie wydać orkiestrom symfonicznym ani kompozytorom. Ci ostatni preferowali ponadto orkiestrowe odmiany saksofonów w stroju F i C (obecnie nie produkowane), na których nie chcieli grać muzycy przyzwyczajeni do gry na odmianach wojskowych (Es i B).

Wydaje mi się, że sytuacja zmieniła się dopiero w okolicach roku 1942, kiedy to Marcel Mule otworzył w Konserwatorium Paryskim pierwszą na świecie klasę saksofonu. Paryż do dzisiaj pozostaje niejaką "Mekką" saksofonistów Europejskich, a absolwenci tej klasy, którą po założycielu przejął Claude DeLangle, działają na całym świecie. Jest wśród nich również Polak - Krzysztof Herder. Warto też wspomnieć takie nazwiska jak Sigurd Rascher*, Jean Marie Londeix czy Arno Bornkamp.

Szalenie ciekawą osobą w historii saksofonu była również Eliza Hall. Dama ta jest odpowiedzialna nie tylko za poszerzenie ubogiej jak na swojej czasy literatury na instrument, ale też za skojarzenie go z medycyną - a dokładniej z muzykoterapią. Zaczęła grać na saksofonie, gdy lekarz zalecił jej naukę muzykowania ze względu na nękające ją napady melancholii.** Okazała się być na tyle zdolna (i bogata), że szybko zaczęła zamawiać sobie nowe utwory u najwybitniejszych kompozytorów, takich jak Schmitt, Debussy czy Loeffler. Dobrze o niej wiedzieć, nawet jeżeli dziś słowa "Dama Saksofonu" kojarzą się raczej z Candy Dulfer albo Mindi Abair.


Ewentualnie z nikim - bo niestety u większości osób słowo "saksofon" jest w stanie wywołać tylko prosty łuk odruchowy z Charliem Parkerem dyndającym smętnie na końcu neuronu eferentnego. I Skaju wcale nie uważa się z tego powodu za lepszego od innych - nie zrozumcie mnie źle. Na przykład ze skrzypków nasz pegaz zna tylko Nigela Kennedy'ego i Paganiniego (o tym drugim się uczył w szkole, a tego pierwszego widział kiedyś pijanego na Floriańskiej w Krakowie). Ba, samego genialnego Parkera słucha względnie rzadko, ze starszych wykonawców preferując aksamitny i ciepły dźwięk Paula Desmonda nad bopowe mistrzostwo techniczne.
  
W gruncie rzeczy właśnie o to chodzi. Chciałem po prostu napisać coś o przepięknym instrumencie, którego brzmienie we wszystkich rodzajach muzyki jest niesłychanie zróżnicowane, a Skaj już jakiś czas temu przeszedł fazę wmawiania wszystkim, że saksofon jest przede wszystkim instrumentem klasycznym. Bo nie jest. Prawdziwa zabawa zaczyna się, kiedy wyjdziemy poza ramy określonego gatunku. Muzyka jest jedna.

I na tej myśli pozwolę sobie zakończyć. Zdaję sobie sprawę, że podając te parę ciekawostek zaledwie musnąłem czubek góry lodowej, jeśli chodzi o wszystko co można napisać o tym instrumencie i zupełnie pominąłem saksofon w muzyce rozrywkowej, ale przyznam się, że pisząc ten tekst zorientowałem się, jak niewiele jeszcze wiem i jak nieodpowiednią jestem osobą do referowania tych zagadnień bez głębszego przygotowania merytorycznego. Dlatego zainteresowanych odsyłam do książki podanej jako moje główne źródło oraz do tej krótkiej subiektywnie dobranej playlisty na youtube.
 --------------
* Z tym że Rascher to zupełnie inna szkoła niż Mule. Działał z nim równolegle, a jego wkład w muzykę saksofonową był ogromny.
** Szczęście, że to był XIX wiek. Dziś pewnie dostałaby tabletki, a saksofon znałaby tylko z rzewnych jęków Kenny'eg G.***

*** Nie przepadamy ze Skajem za muzyką Kenny'ego...
---------------
Źródło: - David Pituch, "Saksofon od A do Z", PWM 2000  

7 komentarzy:

  1. Wiesz co, kiedyś wpadła mi jakaś myśl związana z saksofonem, którą miałam tu napisać, ale tak długo czekałam na posta, że zapomniałam na śmierć. Pamiętam tylko, że gdzieś to w jakiejś szufladce mojego umysłu było :D.
    A moi znajomi (i siłą rzeczy mi też się zdarza) oglądają filmy animowane w ilości zastraszającej także tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśli związanych z saksofonem nigdy dosć. Obiecujemy pisać bardziej regularnie. Tzn. ja obiecuję, bo to ja tu odwalam czarną robotę, a Skaj tylko udostępnia swój wizerunek.
      W ogóle już lubię twoich znajomych <3

      Usuń
    2. Trzymam Was za słowo :D

      Usuń
    3. I w ogóle... tyle cię ominęło, np. czemuż to tu jeszcze nie dotarł pan emigrant helwecki zniechęcający do studiowania medycyny? :PP

      Usuń
    4. Nie mam pojęcia o kim mówisz o_O Muszę nadrobić zaległości :D

      Usuń
  2. Hejka, tu Malina :D
    Chciałam napisać jakiś głęboki, merytorycznie poprawny komentarz, ale moja wiedza jest zbyt uboga :) Ale czyta się bardzo przyjemnie, jakos się rozmarzyłam żeby wpaść do Krakowa na jedno popołudnie.. I posłuchać jakiegoś zdolnego saksofonisty :D

    Pisz regularnie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hej Malina :3 Postaram się z tym pisaniem ;)
      P.S. W ty roku też będę grał na ulicy. Tym razem w duecie. Niestety nie ze Skajem :P

      Usuń