czwartek, 3 grudnia 2015

Możesz być kimkolwiek zechcesz

Zrób to! Nie pozwól, żeby twoje marzenia pozostały marzeniami! mówił Shia Labeowuf z prostokątnego okienka na ekranie laptopa ku uciesze grupki studentów medycyny w akademiku po godzinach. Jeden z nich, który znacznie odbiegał wyglądem od reszty, po trzydziestu sekundach nie wytrzymał i skończył jako tarzająca się ze śmiechu po podłodze masa niebieskich kopytek. I wcale nie chodzi mi o to, że ze względu na słabą głowę podobną reakcję może po dwóch butelkach cydru wywołać u mojego skrzydlatego przyjaciela prawie wszystko. Generalnie potem przez jakiś czas niezawodnym sposobem na niekontrolowany atak śmiechu u Skaja było wyszeptanie mu wspomnianych wyżej słów do ucha na przykład ku uciesze gawiedzi podczas zajęć z mikrobiologii z doktor Buką albo zamarkowanie tego charakterystycznego przysiadu ze zbliżeniem rąk przypominającego prężącego muskuły goryla... lub pacjenta ciężko znoszącego badanie prostaty per rectum, ale jednocześnie zdeterminowanego, żeby mieć je już za sobą.

No bo wracając do meritum czym do jasnej ciasnej ma być to jedyne w swoim rodzaju to, po zrobieniu którego uczynimy świat lepszym miejscem, a filmowcy z Hollywood będą zabijać się o prawa do nakręcenia naszej biografii? Zakładając oczywiście, że nie chodzi o wcielanie w życie każdego pomysłu i zachcianki, które przyjdą Skajowi do łba. Pewnie Labeouf miał na myśli realizowanie swojego... bleh... Przeznaczenia.

Jeśli ktoś nie wie, wiele osób uważa przeznaczenie za rodzaj czegoś, co psychiatria nazywa ideą nadwartościową z tym, że ludzi, którzy poznali swoje (zwykle podczas jakiegoś swoistego duchowego katharsis), nie zamyka się w szpitalach, tylko podziwia i stawia za przykład dla innych, podobno błądzących przez całe życie jak źrebak we mgle. Generalnie fajnie jest mieć przeznaczenie. Niestety to bzdura. Taki mit, w który im prędzej przestaniemy wierzyć, tym lepiej.
Tylko co dalej? Oczywiście Shia Labeouf ma rację. Ale nawet jeśli już z grubsza zdecydowaliśmy się na daną ścieżkę kariery, czy powinniśmy porzucić wszystkie inne pasje, ewentualnie minimalizując je do nic nie znaczących weekendowych hobby w celu ochrony przed zbyt wczesnym wypaleniem zawodowym?

To powinno być oczywiste. Przecież od dziecka powtarza nam się, że możemy w życiu robić cokolwiek zechcemy i ogranicza nas tylko nasza własna wola. Specjalnie nie chcę pisać o tym, że przecież nie każdy ma równe szanse i bardzo wiele zależy od statusu społecznego, majątkowego czy zwykłych predyspozycji. Jeśli chodzi o wzbudzanie poczucia winy wśród przedstawicieli białej klasy średniej, jest masa ludzi, którzy zrobią to lepiej ode mnie, a poza tym nie robi się do własnego gniazda czy coś w tym stylu.

No więc moje kochane niepowtarzalne płatki śniegu, pegazy wy moje, samotne wyspy pośród oceanu przeciętności, możecie robić, co tylko zechcecie. Czasem potrzeba sprzyjającej ekonomii, najczęściej odpowiedniego podejścia, niekiedy nutki szczęścia i iskry inspiracji. Bywa też, że muszą ucierpieć na tym jakieś mniej ważne obowiązki, ale generalnie wszystko jest możliwe. Właśnie z takiego założenia wychodzi Skaj, gdy Reszta Świata twierdzi, że łączenie muzyki z medycyną jest czymś nadzwyczajnym i godnym podziwu, a on tylko wzrusza skrzydłami, powtarzając z uśmiechem, że to tylko tak dobrze wygląda z zewnątrz.

Tylko że jeżeli lekarz nie da z siebie stu procent, będzie w najlepszym razie kiepskim lekarzem. Tak samo jest z muzykiem. Oczywiście nie ma tu prostej odpowiedzi: nasza pasja jest częścią nas, jest niezbędna do życia, a ludzie tak jak pegazy są stworzeniami wielowymiarowymi. W ostatecznym rozrachunku chodzi jednak o priorytety. Bo możesz być kimkolwiek zechcesz.

Ale czy możesz być tym wszystkim jednocześnie?
 

6 komentarzy:

  1. Czy ja mogę być tym wszystkim jednocześnie? Cóż, muzykiem nie będę, a lekarzem też nie. Jeżeli zaś chodzi o to, czy robię co chcę, to jak najbardziej. No dobra, z chęcią wywaliłbym przedmioty humanistyczne przez okno, ale myślę, że nie jest źle - piszę AARy, uczę się chemii...

    A co do posta, to całkiem dobry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zależy, jak daleko sięgają twoje ambicje w jednej i drugiej dziedzinie. Nie mniej myślę, że takie łączenie realizowania się na dwóch różnych polach może też wyjść na plus - kiedy człowiek oddaje całego siebie jednej rzeczy, po jakimś czasie zazwyczaj się wypala. Podobnoż medycy potrafią się wypalić już na VI roku studiów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wszystko na pewnym poziomie potrafi zabrać bardzo dużo czasu. Teraz na studiach możemy dawać radę, ale gdy słyszymy o lekarzach, szczególnie młodych lekarzach na dyżurach i sorach po X godzin tygodniowo albo pracujących za darmo, bo nie dostali się na rezydenturę, trochę to niepokojące. Aż się piórka jeżą co poniektórym. Raz na przykład, gdy rozmawiałem ze znajomym z grupy, napomknął mi, że bardzo interesował się fotografią, ale... skończył z tym jak poszedł na studia :(

      Mimo wszystko twoje słowa brzmią mega budująco. Bo w końcu nic, co jest warte posiadania, nie jest łatwe do zdobycia :)

      Usuń
    2. To też zależy, jak bardzo ważna jest w czyimś życiu praca lekarza. Albo raczej, myśląc bardziej realnie - jaka kwota wpływająca co miesiąc na konto będzie kogoś satysfakcjonować (a apetyt rośnie w miarę jedzenia). Jeden z moich prowadzących zwykł mawiać: "Możliwości dorabiania w tym zawodzie będziecie mieć multum. Jak zechcecie, będziecie mogli prawie nie wyściubiać nosa ze szpitala czy przychodni". Uśmiechamy się wtedy do siebie, trochę się ciesząc, a trochę wyrażając politowanie dla takiego życia, które to najpewniej większość z nas będzie prowadzić...

      Chciałam dodać, że jak można o 5:37 pisać komentarze, ale właśnie spostrzegłam, że przy moim widnieje podobna godzina. Ech, te nieokiełznane, blogowe zegary.

      Usuń
  3. "No więc moje kochane niepowtarzalne płatki śniegu, pegazy wy moje, samotne wyspy pośród oceanu przeciętności, możecie robić, co tylko zechcecie."
    - po przeczytaniu twojego posta miałam tyle do napisania, tyle do skomentowania, ale po tym zdaniu, padłam. To jest takie piękne! Napisałam sobie karteczkę i zawiesiłam nad biurkiem, "Jestem niepowtarzalnym płatkiem śniegu" :D Udało ci się to!

    Skomentuję tylko jedno, co dla mnie najbardziej aktualne dzisiaj : Buko, zgiń.. i przestań się drzeć na tych biednych studentów. :D [']

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay :3 Strasznie mi miło, że tak ci się to spodobało.

      Chociaż z drugiej strony to nie był zamierzony efekt (mimo, że te słowa są w 100% prawdziwe) i twój komentarz jest tym cenniejszy - uświadomił mnie, że muszę popracować nad kontekstem wypowiedzi ._.

      Usuń