Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

środa, 28 grudnia 2016

Pegaz na elementach profesjonalizmu – czyli „ciężar odpowiedzialności... studenta?” – #2

 
Profesjonalizm? Oj tam, oj tam... Chcę być jak doktor HAŁS!
Tak, mamy taki przedmiot na piątym roku. Nie śmiać się. Ej, ty też nie! To bardzo nieprofesjonalne z waszej strony. Oczywiście, że taki przedmiot jest bardzo potrzebny. Dlaczego? Bo mamy z niego zaliczenie, więc to musi być ważny przedmiot. Ot, co! Poza tym gdyby elementy profesjonalizmu nie były tak ważne dla naszej przyszłej pracy, to te godziny zamieniono by nam na medycynę ratunkową, na której zdążyliśmy tylko powtórzyć algorytm pierwszej pomocy z liceum i trochę popompować fantomy. Ewentualnie na dodatkowy angielski medyczny, skoro ilość godzin przedmiotów humanistycznych musi się zgadzać. Proszę? Że niby jeszcze im byśmy wyemigrowali? Ćśśś... Ja nic nie wiem.

No. W każdym razie to była taka kilkugodzinna pogadanka z psychologiem i dyskusja w grupie. Na przykład kazali nam wypisać na karteczkach, jakie cechy powinien według nas mieć profesjonalny lekarz, a potem uszeregować je w grupach według ważności. Co się bardziej liczy: empatia czy może zdrowy styl życia? A może pokora? To są prawdziwe dylematy lekarza praktyka, a nie jakieś tam ekagie czy inne fizjololo.
 Chociaż... z drugiej strony nie możemy ze Skajem powiedzieć, żebyśmy się specjalnie wynudzili podczas tych paru godzin. Jak już zmuszono naszą grupę do wymiany poglądów, okazało się, że pod sformułowaniem „partnerska relacja z chorym” każdy rozumie coś trochę innego, a niewybaczalnym faux pas w niektórych sytuacjach może się okazać noszenie zbyt drogiego zegarka. Tylko szkoda, że dla studentów to wciąż jeszcze problemy mniej lub bardziej oderwane od rzeczywistości. Nawet jeśli od tej rzeczywistości dzieli nas już coraz mniej egzaminów do zaliczenia.

Tymczasem taki niepozorny niebieski pegaz w kitlu przemykający na co dzień przez szpitalne oddziały w towarzystwie grupki studentów ma całkiem sporo własnych dylematów, z którymi musi się zmierzyć. Mniej więcej cztery lata temu poruszyłem tu temat ludzi oczekujących od świeżo upieczonego studenciaka na pierwszym albo drugim roku porad medycznych. Teraz, po paru latach spędzonych na uniwersytecie, dylematów tylko przybyło. Coraz ciężej Skajowi zasłaniać się niewiedzą, bo zadawane pytania z reguły mniej lub bardziej pokrywają się z tym, co miał na zajęciach, a każde z nich ma w zwyczaju traktować jak osobiste wyzwanie. Każdy lubi błysnąć erudycją, wiadomo.

Pomijam nawet takie oczywistości, jak bezwzględny zakaz udzielania pacjentom w informacji o ich stanie zdrowia, gdy mamy zajęcia w szpitalu. Chociaż mieliśmy na drugim roku taki przypadek – w pierwszym tygodniu zajęć klinicznych w dodatku na oddziale miłościwie nam panującego dziekana – kiedy jedna z koleżanek niechcący poinformowała pacjenta, że może mieć raka nerki. Tego typu faux pas na szczęście nie zdarzyło się już nigdy więcej, a przynajmniej o niczym podobnym nie słyszeliśmy.

Z samego Skaja też żaden gieniusz, chociaż wpadki miał mniej spektakularne. Na przykład ostatnio znajomy wysłał mu tomografię swojej głowy celem sprawdzenia, czy jest poprawnie zrobione. Bo że się chłop połamał, to wiedział i bez tomografii. No to sobie niebieski pegaz zerknął w myśl zasady „pomóc nie pomoże, ale popatrzeć zawsze można”. Koniec końców zobaczył szczelinę złamania żuchwy tam, gdzie jej nigdy nie było i w dodatku po złej stronie. Dopiero jakiś czas później poprawił mu się humor, jak na ortopedii dziecięcej usłyszał od prowadzącego, że lekarze zaraz po studiach przeprowadzają zwykle nawet do 80% błędnych diagnoz na podstawie zdjęć RTG.
Niemniej źle ocenić stronę to wciąż trochę kiepsko...
Złośliwi powiedzą, żeby zamiast próbować się wymądrzać, wracać do książek... i będą mieli rację. Tylko co w sytuacjach, kiedy znamy, albo jesteśmy prawie pewni odpowiedzi na nurtujące naszych rozmówców pytania? Czy mimo to nic nie mówić i tylko odesłać do prawdziwego lekarza? A może jednak warto podzielić się najpierw naszymi spostrzeżeniami, skoro już jesteśmy o nie pytani? Co w sytuacji, kiedy bliskie nam osoby odmawiają konsultacji z lekarzem?

Nasz wspólny kolega opowiadał ostatnio, jak jedna z jego ciotek podczas jakiegoś rodzinnego zjazdu wspomniała, że czasem „pobolewa ją serce”. Dopytana w miarę dokładnie opisała książkowe objawy bólu wieńcowego i oczywiście odmówiła wizyty u kogoś z dyplomem. Szansa na to, że przemówi się takiej do rozsądku – praktycznie zerowa (wiem, co mówię, mieszkam w domu z antyszczepionkowcem). Warto próbować? Albo ważniejsze pytanie – czy dobrze się będę czuł/czuła, jeżeli odpuszczę?

Kolejna historia. Na trzecim roku Skaj dostał wiadomość od znajomej. Podczas rutynowej operacji bliskiej jej osoby doszło do powikłania w postaci ciężkiej hiponatremii*. Nasz pegaz został wprost zapytany, jak bardzo poważny jest ten stan. No więc bardzo: może prowadzić do obrzęku mózgu, a w konsekwencji nawet do śmierci. Tylko jak powiedzieć coś takiego komuś, kto i tak odchodzi już od zmysłów i nie ma zresztą na nic wpływu? Tym bardziej, że udzielanie informacji rodzinie pacjenta należy do lekarza prowadzącego.

Zawsze można się zasłaniać magicznym „przecież jestem dopiero na studiach”. Niestety problem Skaja jest taki, że za półtora roku już nie będzie, a z medycyną będzie się stykał także poza swoim oddziałem w szpitalu. I z całym szacunkiem do pani psycholog, na drogie zegarki jeszcze długo naszego pegaza nie będzie stać, a jeśli chodzi o tak zwane „umiejętności miękkie”, nie da się ich nauczyć za pomocą trzygodzinnego wykładu.

Pewne rzeczy każdy musi sobie sam wypracować. Nauczyć się na błędach. Trochę teorii na pewno w tym nie zaszkodzi, jednak czy w takiej formie, w jakiej zostało to nam zaserwowane... Można by polemizować.

----------------

*hiponatremia - niedobór jonów sodu w surowicy krwi. Opisywana sytuacja na szczęście skończyła się dobrze ;)

----------------

Aha, i spóźnione życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia ode mnie i od Skaja <3
...i jako że jest mała szansa na spłodzenie przeze mnie czegoś nowego przed Sylwestrem, wesołego nowego roku! Może ogólny wydźwięk tego wpisu nie był zbyt optymistyczny, ale to nie znaczy, że w 2017 powinniśmy się skupiać tylko na tym, co nie jest takie, jak byśmy chcieli, czego Wam i sobie życzymy.
~Ojtam i Skaj