Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

sobota, 17 września 2016

Dzień z życia praktykanta #5 – baby don't cry

Niezwiązany z tematem wakacyjny kuc plażowy
Skaj, mimo że panicznie boi się dzieci przed ukończeniem trzeciego roku życia, a te starsze go irytują, generalnie lubi małych pacjentów. Nie potrafił mi tego wytłumaczyć, chociaż osobiście myślę, że to przez to, że sam jest strasznie dziecinny. Nawet jak na małego niebieskiego pegaza.

Oczywiście, że dzieci nie gryzą. Każdy to wie – powtarzał sobie pierwszego dnia praktyk, wchodząc ostrożnie do dziwnie pustej izby przyjęć oddziału pediatrycznego i rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś członka personelu medycznego. Znajdował się (Skaj, nie członek) w północnym skrzydle budynku: na samym końcu, tuż przy lądowisku dla helikopterów. Można się tu było dostać na dwa sposoby: błądząc po labiryncie korytarzy i klatek schodowych wielkiego szpitala pamiętającego jeszcze czasy pierwszego sekretarza KC PZPR, Bolesława Bieruta, oraz znacznie szybciej starą drogą asfaltową okrążającą cały kompleks budynków, kończącą się akurat pod drzwiami, przez które przeszedł przed chwilą nasz pegaz.

Parę sekund później był jednak zmuszony zrewidować swoje informacje na temat małoletnich przedstawicieli gatunku Homo sapiens, gdy do jego uszu dobiegł przeszywający krzyk brzmiący, jakby w pokoju zabiegowym właśnie obdzierali kogoś ze skóry. Za pomocą obieraczki do ziemniaków.

Jak się potem okazało, autorem owego porannego performansu był dwuletni Patryk, któremu trzeba było pobrać krew – pacjent tyleż niewdzięczny co nieciekawy, bo miał tylko biegunkę i niedługo został wypisany do domu. Niemniej następne dwa tygodnie praktyk nie obfitowały w bardziej interesujące wydarzenia.

Wręcz przeciwnie.
Ktoś mógłby zapytać: „Dlaczegóż to?”. Szczególnie, że zaledwie dwa tygodnie wcześniej, na intensywnej terapii, miało się pełne kopytka roboty i mało czasu na nudę. Czyżby to spisek? Nawał roboty, który kazał wszystkim na oddziale traktować narybek studencki jak irytującego pięcioletniego kuzyna z Brzeska? A może nadopiekuńczość rodziców, którzy nie pozwolą nawet spojrzeć na swoje Dżesiki i Brajanki bez uprzedniego okazania prawa do wykonywania zawodu i dwóch doktoratów?

Otóż nic bardziej mylnego: lekarze (choć z jednym zrzędliwym wyjątkiem) byli bardzo mili, a rodzice bardzo dobrze współpracowali z całym personelem. Powód okazuje się bardziej prozaiczny: oddział świecił pustkami i po prostu kompletnie nic się nie działo. Pierwszego dnia na odcinku naszego pegaza było... jedno dziecko (na 20 łóżek!). Potem dwoje, troje, nie więcej. Większość z biegunką albo tak zwaną trzydniówką. Bo to odcinek do drugiego roku życia był. No i tych paru pacjentów trzeba było jeszcze dzielić z pięciorgiem stażystów. Koniec końców Skaj czuł się jak na zajęciach klinicznych w roku akademickim, z tym że było nudniej. Przynajmniej kanapa w dyżurce była wygodna...

Dzieciaki w ogóle nie są takie złe. Fajnie mieć pacjenta, do którego w większości przypadków można zwracać się po imieniu. Z drugiej strony z takim kimś często rozmawia się za pośrednictwem rodziców – czy to ze względu na brak umiejętności komunikacji, czy na wrodzoną nieśmiałość do strasznych postaci w białych fartuchach, bo – no właśnie – dzieci mają też to do siebie, że często boją się lekarzy. Najgorzej jest z niemowlakami, które z reguły na wszystkich obcych reagują włączeniem syreny alarmowej. Ciężko to zignorować, szczególnie że taki płacz dziecka, poza sprawianiem, że nawet najmilszy pegaz czuje się jak największy potwór, stymuluje konkretne prymitywne ośrodki w mózgu odpowiedzialne za reakcję na zagrożenie.
Za to jak taki dzieciak się do ciebie uśmiechnie...
Generalnie gdy wchodząc do sali, widzisz, jak kilkuletnia dziewczynka na twój widok przerywa zabawę i wtula się kurczowo w mamę, przed twoimi oczami przewijają się najgorsze scenariusze. Z tego powodu, gdy po krótkiej perswazji zakładasz rękaw sfigmomanometru na niepewnie wyciągniętą rączkę i zaczynasz pompować powietrze, w jednej chwili uczysz się mierzyć ciśnienie najdelikatniej na świecie.

I w sumie tyle... takie kolejne szkolenie z tak zwanych umiejętności miękkich. Tylko że zamiast znowu narzekać na bezsens praktyk wakacyjnych, podczas których większość czasu spędza się podpierając ścianę lub grzejąc kanapę w dyżurce, doszliśmy ze Skajem do wniosku, że może właśnie o to w tym chodzi. Oczywiście pomijając wszystkie kwestie braku szacunku do naszego czasu czy lekceważenia studentów przez lekarza. Może od tego, żeby nauczyć nas leczyć, są przede wszystkim zajęcia kliniczne? Praktyki z kolei pozwalają nam zasadzie osmozy wchłonąć trochę medycznej codzienności zamiast kolejny raz zbierać wywiad i przeprowadzać badanie pacjenta w sześcioosobowej grupie. A codzienność jest... wiecie, szału ni ma.

czwartek, 1 września 2016

Dzień blogera 2016

Tak, jest takie coś. Dokładnie 31 sierpnia i wczoraj przesadziliśmy trochę ze świętowaniem, więc dzień później niż planowałem zamiast zwykłego posta o życiowych perypetiach niebieskiego studenta medycyny, postanowiłem przybliżyć wam moje i Skaja ulubione blogi, które można na co dzień zobaczyć na pasku po prawej stronie tekstu. Zatem bez zbędnych wstępów zaczynamy. Kolejność na poniższej liście jest oczywiście losowa.

1. Będąc młodym lekarzem
To bardziej portal niż blog, niemniej jego główna siła to właśnie masa ciekawych opiniotwórczych artykułów na tematy medyczne i okołomedyczne. Przydatny zarówno żeby być na bieżąco z aktualnymi problemami trawiącymi nowe pokolenie w służbie zdrowia, jak i dowiedzieć się czy warto obejrzeć "Patcha Addamsa"z Robinem Williamsem w roli głównej.




2. Fowl Language Comics
Krótkie komiksy o rodzicielstwie. Skaj uwielbia humor Briana Gordona i to z jakim dystansem podchodzi do swojej roli jako ojca dwójki dzieci. Ten blog potrafi przekonać, że bycie dorosłym nie jest takie straszne jak czasami może się wydawać. A mnie dodatkowo zainspirował do spróbowania swoich sił jako rysownik na swoim własnym blogu.





3. Bóg Honor & Rock 'n' roll
Czy katolik może prowadzić bloga? Można, jeszcze jak! Na Mateusza Ochmana w internecie natknąłem się na pierwszym roku studiów, gdy razem z Tomaszem Adamskim prowadzili kanał "Bez Imprimatur" na Youtube. Potrafi mówić o Kościele prosto i odważnie a jego komentarze zawsze celnie oddają samo sedno sprawy. Jest dla mnie też wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o pisanie artykułów (zresztą razem z innymi wymienionymi w tym zestawieniu). To co jednak najbardziej imponuje mi w tym człowieku, to jego autentyczna wiara, którą widać zarówno w jego tekstach jak i innych aspektach jego działalności.

4. Odium humani generis
Blog wspomnianego wcześniej Tomasza Adamskiego, który mam przyjemność czytać od samego początku jego powstania. Często kojarzony z Youtubem i swoją cotygodniową serią SPAM, w której bezlitośnie obnaża brak profesjonalizmu (łagodnie mówiąc) antyklerykalnych mediów. Jego teksty są inteligentne i ostre w przekazie, a jednocześnie potrafią poruszyć do głębi i skłonić czytelnika do refleksji nad swoim postępowaniem. Chyba właśnie pod jego wpływem zacząłem pierwszy raz myśleć poważnie o swoim własnym miejscu w blogosferze, jeszcze na długo przed powstaniem DZP.

5. Medyczno-prozaiczne życie
Blog studentki trzeciego roku (w momencie, kiedy piszę te słowa) na kierunku lekarskim. Ta strona ma swoją duszę, a teksty pisane przez Lu oprócz medycznej codzienności przybliżają mi świat tradycji prawosławnej, z którym nie stykam się na co dzień. Autorka nawet ze zwykłego wyjazdu na wieś na święta potrafi skomponować niezwykle ciekawy i wciągający post - bo medycyna medycyną, kariera karierą, ale w tym całym zabieganiu dobrze jest czasem znaleźć czas na pogawędkę z babcią przy kubku herbaty, tudzież poudzielanie się w okolicznym chórze parafialnym czy kurs języka migowego.

6. Medycyna z mojej perspektywy
Kolejny blog medyczny na tej liście. Teksty doktora doma są naprawdę profesjonalnie napisane i praktycznie czytają się same. Bo widzicie, o ile sama tematyka większości postów podpada dla mnie pod kategorię nihil novi sub sole, tutaj nawet najbardziej oklepany temat o praktykach po pierwszym roku stanowi dobrą rozrywkę, a wierzcie mi - trochę tych postów różniących się tylko składnią poczytałem na róóóóżnych blogach.

7. Pacjent polski
Krótkie autentyczne anegdoty z życia pracowników służby zdrowia. Jedyną wadą tego bloga są zbyt rzadko dodawane nowe posty.








8. Kącik Kiciputka
Dobry humor rysunkowy oraz teksty o przeróżnych sprawach prezentujące punkt widzenia prawie zawsze zupełnie odwrotny od mojego. Muszę jednak przyznać Kiciputkowi, że swoje stanowisko zawsze dobrze argumentuje i potrafi dać mi do myślenia.






9. Kuc Filolog
Od jakiegoś czasu blog wydaje się martwy, a szkoda. Kuc jest bezkompromisowy i bezpośredni, a przede wszystkim szczery. Można u niego znaleźć zarówno takie rzeczy jak poradnik do całonocnego picia dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z alkoholem jak i recenzje książek, refleksje na temat życia i współczesnej kultury czy felietony na temat wyższości Bukowskiego nad Hemingway'em. To człowiek, który wie o czym pisze i zachęca, żeby nie powtarzać ślepo za nauczycielką języka polskiego "Słowacki wielkim poetą był". Zamiast tego po prostu czytać. Dużo.

10. Gry filmy i inne
Niszowy blog z recenzjami. Szkoda, że trochę mało w nim "filmów i innych", jednak Paweł Jankowski wydaje się przyciągać swoim pisaniem nawet tych, którzy tak jak my ze Skajem czas żeby pograć na komputerze mają tylko w wakacje, ewentualnie podczas dłuższej przerwy świątecznej.






A teraz, cytując klasyka, kończę, zanim wejdę im w tyłek tak głęboko, że już nie będzie wiadomo czy to już ja czy jeszcze oni...

P.S. Równo za tydzień tekst o praktykach na pediatrii.