Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

wtorek, 26 lipca 2016

Dzień z życia praktykanta #4 – okiem Skaja


Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Dzień 1
Ja wszystko rozumiem. Mamy mieć kontakt z naszym przyszłym zawodem, poza tym na praktykach możemy zdobyć umiejętności i zobaczyć rzeczy, o które często ciężko na zajęciach klinicznych. Już nawet pomijam fakt, że wysłali nas na anestezjologię i intensywną terapię, zanim w ogóle zaczęliśmy ten przedmiot na uczelni. No i nie ma kiedy tego zrobić, tylko w wakacje. Ba, jestem nawet w stanie przymknąć oko na to, że niektóre szpitale każą sobie za to płacić. ALE ŻEBY W WAKACJE WSTAWAĆ O SZÓSTEJ? Umieram. 
Niemniej jest świetnie. Oprócz mnie na oddziale praktykuje jeszcze pięcioro studentów i jakimś cudem wszyscy są z mojego uniwerka. Każdy dostał przydzieloną salę i swojego lekarza rezydenta, któremu mamy zatruwać życie, zamiast męczyć na zmianę losowo wybranych pracowników. Lubię moją panią doktor. Już pierwszego dnia pokazała mi, jak obsługiwać przenośny respirator i na co najbardziej zwracać uwagę na monitorze przy transporcie pacjenta.
No i przedstawiła się jako Agnieszka. Czy to znaczy, że mam się do niej zwracać po imieniu? Przecież to jest lekarz i mój opiekun! Chyba postaram się unikać bezpośrednich zwrotów, dopóki tego nie rozgryzę.

Dzień 2
Prześladuje mnie pani profesor z patofizjologii! Za pierwszym razem natknąłem się na nią, kiedy dorabiałem, sprzedając choinki przed świętami. Wtedy jeszcze myślałem, że tylko mi się wydaje, bo przecież szefowa działu ogrodów z Lerłamerlę mogła być po prostu do niej podobna, ale przysięgam, że teraz też jedna z pielęgniarek tutaj wygląda zupełnie jak ona! Najwyżej trochę bardziej przy kości, ale przecież każdy może przytyć. Wracając do domu, co chwilę oglądałem się za siebie.

A dzień zaczął się obiecująco. Ogólnie to na intensywnej terapii na lekarza przypadają po cztery łóżka. Na mojej sali dwa to ludzie z urazami, a dwa to przypadki przeniesione z chirurgii ze względu na komplikacje po zabiegu. Podczas porannego obchodu okazało się, że mamy dziś do założenia dwa wkłucia centralne (cewnik, najczęściej do żyły szyjnej wewnętrznej) i dwa do tętnic obwodowych. Gdy nadzorujący salę specjalista stwierdził, że powinienem się tego nauczyć, doktor Agnieszka, jak zwykle większość ludzi, popatrzyła na mnie z trochę nietęgą miną, ale zgodziła się wszystko mi pokazać i przy drugim pacjencie miałem spróbować zrobić to samemu.

Bilans: centralnego nie zdążyłem założyć, ale mam obiecane przy następnej okazji; trzy razy próbowałem wkłuć się w tętnicę promieniową bez skutku. No cóż...

Dzień 3
 Agnieszka powiedziała mi, że mam jej nie doktorować. Nie ma sprawy. Jeśli chodzi o mnie, to coraz więcej osób zamiast kolegowi mi Skaj. Zaczynam się czuć jak u siebie.

Dzień 4
Uważam, że to trochę śmieszne, że pierwszy raz w życiu widzę na oczy rezonans magnetyczny dopiero po czwartym roku na medycynie. Z drugiej stronyja pierdziu, ale to nudne. Przez pół godziny do końca badania słuchałem, jak technik rozmawia z doktorem Marcinem o dzieciach. Ma dwójkę i puszcza im Reksia, i jadą na urlop nad morze.
Poza tym w wolnych chwilach obczajam w Empendium leki, które przyjmują moi pacjenci. Jest parę, które podawane są praktycznie wszystkim. Levonor i dopamina na krążenie, furosemid na nerki, do tego midanium na spanie i oxynorm przeciwbólowo. Do doraźnej sedacji na czas transportu albo jakiegoś bolesnego zabiegu używa się propofolu. Większość też jest na jakimś antybiotyku zakażenia szpitalne to masakra. Trzeba ciągle uważać, bo strasznie łatwo toto roznieść. Zapomniałem raz wziąć igłę do strzykawki i sięgnąłem do szafki w rękawiczkach, w których już dotknąłem pacjenta. Dostałem słuszny opierdziel.
À propos tych zakażeń właśnie one są podobno najczęstszą przyczyną zgonów wśród hospitalizowanych bezdomnych amatorów napojów wyskokowych. Po przyjęciu na oddział zmywa się z takiego pacjenta warstwę brudu hodowaną nieraz miesiącami, która zawsze była jakąś tam zaporą mechaniczną dla bakterii a szczepy obecne w szpitalach ciężko zwalczyć nawet silnymi antybiotykami. Tak więc czystość potrafi zabić przynajmniej w niektórych przypadkach.
Czystość taka niebezpieczna...
Dzień 5
W piątki trzeba wypełnić karty zleceń na 3 dni w przód. Znowu zostałem zagoniony do papierkowej roboty, ale nie narzekam tak długo, jak nie błąkam się po korytarzu bez celu. No i Agnieszka mi zaufała, mimo że zawsze wolała robić to sama w końcu ona się pod tym podbija. Całe szczęście już weekend.

Dzień 6
Wymieniam cewniki, zakładam wkłucia, pobieram posiewy, noszę sprzęt, drukuję karty zleceń, biegam za lekarzami. No i paczę. Dużo paczę, bo dużo się dzieje jak nie na mojej sali, to na innej. Pegaz-orkiestra ze mnie.

Dzień 7
Wkłułem się do żyły szyjnej! Za pierwszym razem. Owszem, była dość duża i widziałem, gdzie jestem w USG, ale i tak uważam, że mam z czego być dumnym.
Intensywna terapia to w ogóle dobre miejsce na naukę. Jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, większość pacjentów jest tu nieprzytomna i dlatego nie przejmują się, jak jakąś procedurę trzeba powtórzyć, bo studentowi trzęsą się kopytka albo będzie kilka razy pod rząd próbował założyć wenflon. Wśród tych przytomnych z kolei duża część nie kontaktuje i też jest trochę łatwiej, ale nie można zapominać, że nigdy nie wiadomo, ile tak naprawdę dociera do takiego chorego. Agnieszka specjalnie zwraca mi uwagę, żeby zawsze głośno i wyraźnie mówić do nich o tym, co będzie się przy nich robiło. Najgorsza z możliwych rzeczy, kiedy leżysz w szpitalu, to jak personel o tym zapomina.
Dzień 8
Jednej z pacjentek na mojej sali poprawiło się na tyle, że mogła zostać wypisana na inny oddział. A na sali obok zgon. Pierwszy raz ktoś umarł, jak przebywałem na oddziale. A tu wszystko tak... normalnie. Gdybym nie zaszedł tam przypadkiem, szukając aparatu do USG, pewnie bym się nawet nie dowiedział.

Dzień 9
Agnieszka jest zmęczona. Przyjmowaliśmy dziś nowego pacjenta. Pod wpływem alkoholu. Rzucającego się mimo wysiadających nerek i wątroby. Zsedować, zaintubować, podłączyć do respiratora i monitorów, założyć wszystkie wkłucia, a potem jeszcze tona papierologii. Staram się odciążyć moją rezydentkę jak mogę, ale mam małe możliwości jako student. Poprosiła mnie, żebym przyniósł jej kawę z bufetu na dole, ciągle przepraszając, bo wie, że nie jestem od tego. Oczywiście, że jej przyniosłem. Jak tylko by chciała, przynosiłbym jej codziennie. Jest świetnym opiekunem.
A moim ulubionym sprzętem na oddziale zostaje worek ambu. To naprawdę niesamowite, widzieć unoszącą się klatkę piersiową, gdy ściskasz go w kopytkach.

Dzień 10
Rano poszliśmy wszyscy całą szóstką do ordynatora poprosić go o pieczątkę pod potwierdzeniem odbycia praktyk. Popatrzył się, jakby widział nas pierwszy raz w życiu i chyba podbiłby nam wszystko, cokolwiek byśmy mu podsunęli. Zapamiętać ta informacja może mi się przydać w przyszłości. 
Wypisałem karty do poniedziałku, pochodziłem trochę po salach i zobaczyłem prezentację nowego monitora, który podpinali na próbę jednemu z pacjentów świetny sprzęt. Ma odłączany przenośny moduł tak, że nie trzeba przepinać wszystkich kabelków, gdy chce się gdzieś chorego przetransportować.
Za tydzień praktyki na pediatrii. Ciekawe jak będzie...