Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

czwartek, 22 października 2015

Bajka o Skaju co Antywacława ubił (czyli rzecz o szczepionkach)

awno dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma lasami i jednym całkiem sporym zbiornikiem melioracyjnym była sobie kraina Uniwersytetem Medycznym zwana. Panował nad nią stary król Dziekanus, który rządził swoją dziedziną mądrze a sprawiedliwie, przez co cieszył się miłością i szacunkiem swoich asystentów, żaków i pacjentów.

Ci ostatni szczególnym mirem zwykli króla Dziekanusa otaczać, bo wżdy było wiadomo, że jeno ilekroć kto zaniemógł za sprawą choroby różnej maści, nie lza mu było czekać w izbie, aż ducha wyzionie, ale pomocy na dworze łacno mógł szukać. Tam bowiem monarcha zwykł najrozmaitszymi dryjakwiami sobie wyłącznie znanymi wszystkie przypadłości ludu swego leczyć. A i to dzięki mądremu władcy zdarzało się tylko od wielkiego dzwonu, albowiem dekretem królewskim każde dziecko w Uniwersytecie było chronione specjalnym zabiegiem wakcynacyją zwanym.

Jednak tak to już niestety bywa na tym świecie, że nic co dobre wiecznie trwać nie może. Dlategoż pewnego razu wysłał król swoich heroldów po całym królestwie z wieścią, jak następuje:

Obywatele Uniwersytetu Medycznego! Nasz miłościwy pan i władca, król Dziekanus Dwudziesty Piąty ogłasza, co następuje: na zamku zalęgł się stwór szkaradny Antywacławem zwany, która to poczwara, w szpitalu królewskim mając swoje leże, nie pozwala naszemu władcy dzieci wakcynować, coby zdrowe były i dobrze im się powodziło. Dlategoż śmiałek, który Antywacława przegnać tam, gdzie raki zimują, zdoła, dworskim dekretem pół punktu na LEP-ie oraz rękę królewny nieboszczki, co ją rok temu koń stratował, w formalinie dostać może”.


Wielkie tedy poruszenie zapanowało wśród żaków w całym królestwie, a nynie już, jak kto ledwo nerwy czaszkowe po kolei spamiętał, gnał co koń wyskoczy do zamku, coby o swoje pół punktu i rękę królewny pro publico bono się ubiegać. Wielu próbowało zmorę ze szpitala zmóc przeróżnymi sposobami, jednak żadna broń zdawała się gadziny nie imać. Jedni próbowali uderzać logiką, inni szli na przeciwnika z orężem wykutym z najznakomitszej wiedzy akademickiej, zasłaniając się tarczą wzmacnianą miksturą z tysięcy badań naukowych. Nic na stwora nie działało. Antywacław bowiem nie przejmował się ani logiką, ani nawet faktami, a ignorancyją swoją wszelkie ataki udaremniając, siedział głęboko w swojej norze i gulgotał tylko złośliwie. Każdego zaś, kto owo gulgotanie słyszał, zimny dreszcz przejmował i już nie chciał na bestyję nastawać, albowiem milsze mu było własne życie nad zaoszczędzenie paru godzin nauki. Tym oto sposobem pozbywał się Antywacław wszelakich śmiałków i amatorów przydatków zmarłej królewny, o połowie punktu na LEPie nie wspominając.

Po miesiącu i tygodniach trzech wieść trafiła nawet w najdalsze zakątki krainy i tak się złożyło, że usłyszał ją pewien młody pegaz niebieskiego umaszczenia. Bardzo się przejął losem króla i biednych niewakcynowanych dzieci i zapragnął pokonać poczwarę, która na zdrowie obywateli nastawała. Na imię miał Skaj. Zaraz też inni żacy poczęli kręcić głowami i powtarzać: Skajko-jajko, tyś to na Antywacława chciał się porwać? Pomyśl, co on zrobił z mądrzejszymi od ciebie. Pomyśl o swojej matuli. Co ona pocznie, jak z ręki potwora zemrzesz? Ucz ty się lepiej, bo za tydzień masz zaliczenie ze zdrowia publicznego - mówili.

Olaboga, Skajuś! zawodziła matka, która z jakiegoś powodu wtargnęła nagle w tok narracji. Jaka ja biedna. Nie dość, że jesteś koniem, to jeszcze cukier podrożał”.

Na takie dictum wzruszył tylko nasz pegaz skrzydłami, zarżał raźno, strząchnął grzywą i gdy już skończył demonstrować wszem i wobec swoją odmienność gatunkową, ruszył do zamku, gdzie czekał zafrasowany król.

Przybył tedy dzielny Skaj pod leże stwora, co się w zamku zalągł i tako rzecze:
 – Wyłaź gadzino i stawaj ze mną w szranki albo zmykaj, gdzie pieprz rośnie, bo nie godzi się, aby niewinnych dziatków nie pozwalać królowi wakcynować!
  A pocałuj mnie w dupę zagulgotał złośliwie Antywacław, co ani myślał wychodzić i stawać z pegazem do pojedynku, jeno odpowiednią część ciała wystawił lekko do przodu, coby wspomniany akt oralny przeciwnikowi ułatwić.

Rozsierdził się tedy Skaj nie na żarty, że sobie z niego taki byle Antywacek dworuje i uczciwie na logiczne argumenty walczyć nie zamierza.
 – Takiś to, bratku? zapytał gniewnie. Wychodź zaraz, bo tak cię kopnę, że cię własne limfocyty nie poznają! zagroził.

Nie doczekał się jednakże żadnej reakcji, toteż jak powiedział, tak zrobił: odwrócił się tyłem do oponenta i z całej siły bryknął tylnymi nogami, a Antywacław zawył z bólu i tak daleko poleciał niesiony trzecią zasadą dynamiki Newtona, że wylądował dopiero w przyszły czwartek.

Wyszedł zaraz wdzięczny król Dziekanus do dzielnego pegaza i powiada:
 – Skaju! Toć stu śmiałków próbowało poczwarę zmóc wiedzą, logiką i doświadczeniem, a tyś jeno brutalnej siły kopytek użył, a bestyję przegoniłeś. Winniśmy wszyscy tobie dozgonną wdzięczność. Proś, o co chcesz, a jeśli będzie w mojej mocy, tako ci uczynię.
 – Królu Dziekanusie odrzekł pegaz, kłaniając się nisko Nie ze względu na nagrodę stanąłem w szranki z Antywacławem, ale ze względu na dobro naszej pięknej krainy. O punkty do LEP-u nie dbam, a anatomię zdałem w sesyji wrześniowej, zatem i ręka królewny niech trafi do kogoś, komu bardziej się przyda. Proszę cię jeno o zaliczenie ze zdrowia publicznego, albowiem okrutniem zmęczony po tym całym starciu i uczyć się mi teraz nie łacno.

Na te słowa zaśmiał się dobrotliwie król Dziekanus i królewskim długopisem wpisał obok nazwiska Skaja zal, które to zal widnieje po dziś dzień w akademickich księgach, a niektórzy mówią, że jak się dobrze przypatrzyć, widać w literach jakby podobiznę przegnanej gadziny.

QNIEC

*************************************


Notka na koniec: Co do zasadności szczepień lub jej braku pozwolę się wypowiedzieć mądrzejszym i zalinkuję do bardzo fajnego artykułu, który znalazłem w sieci i który po części zainspirował historyjkę o Antywacławie i zaliczeniu ze zdrowia publicznego: http://thelogicofscience.com/2015/10/12/100-bad-arguments-against-vaccines/

A zwyczajowy rysunek zamieszczam tutaj ;)

P.S. Jakby ktoś nie zauważył, odświeżyłem wygląd bloga. Ze sliderem na stronie głównej i w ogóle :3 Będę wdzięczny za każdą opinię na jego temat.. Coś nie pasuje? Coś zmienić? Coś się źle wyświetla?