Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

wtorek, 19 maja 2015

Pegaz na mikrobiologii – czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

źródło: thewitcher.com
Generalnie nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz, a także wiedźmin czy inny eksterminator:

Co to jest i jak to zabić?

Z tą różnicą, że studentów medycyny celowo rozprasza się jeszcze jakimiś mniej istotnymi ciekawostkami, coby w przypływie upojenia mocą nie zaczęli sobie masowo zapuszczać włosów i farbować ich na biało oraz pod fartuchem nosić dwóch mieczy jednego srebrnego, a drugiego nasączonego wankomycyną bądź jakimś innym antybiotykiem.


Oczywiście czytając rozprasza się ciekawostkami, należy rozumieć zakłada na szyje chomąto przytwierdzone do miliona faktów klinicznych i laboratoryjnych procedur. No i masz taką uprząż, co to ani sobie nie polatasz, ani nawet porządnie skrzydeł nie rozprostujesz. Nawet jeżeli by ci się to udało, są asystenci, którzy tylko czekają, żeby przypomnieć ci, gdzie twoje miejsce. Nawet bycie małym niebieskim pegazem i robienie maślanych oczu nie pomaga. Skaj wie próbował.

Asystenci... Właściwie chodzi tutaj o jedną asystentkę, która trafiła się naszemu pegazowi i będzie odtąd nazywana Buką.  Bo tak. Jej prawdziwej ksywki nie zamierzam ujawniać. Handlujcie z tym.

Nie chodzi o to, że jest trudno. Skaju radził już sobie z trudnymi przedmiotami i i często ma zwyczaj narzekać ot tak, dla samej sztuki żeby nie wyjść z wprawy. Niemniej asystent, który sprawia, że zaczynasz się denerwować już poprzedniego dnia, a po zajęciach z nim musisz przez chwilę ochłonąć i się uspokoić, jest warty wzmianki. Tym bardziej, że do tej pory trafiło się takich dopiero dwóch pierwszy był na drugim roku, na biochemii (jeśli parę osób będzie chciało, o nim też coś napiszę).


Po pierwsze, Buka jako jedyny z asystentów zwraca się do studentów per panie doktorze poza zajęciami w szpitalu. Robiła to nawet na drugim roku, kiedy była z nią immmunologia. Na szczęście wtedy Skaja ominęło jej towarzystwo. Wielu już w jej obecności chciało zaprotestować, że przecież my się dopiero uczymy, jednak takie sentymenty nikogo na mikrobach nie ruszają. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tytułowanie pochlebia studenciakom i rzeczywiście często tak jest, jednak Skaj nie może się pozbyć wrażenia, że Buka robi tak raczej po to, żeby się z niego nabijać.


Mimo wszystko jaka by nie była, trzeba jej przyznać, że potrafi utrzymać dyscyplinę wśród studentów. Nigdy nie podnosi głosu, nawet kiedy musi komuś zwrócić uwagę (zwykle jest to ktoś, kto zajęć z Buką na co dzień nie ma). Wszystkie słowa cedzi z ust tym samym obojętnym, zimnym niczym dłonie patologa po pracy tonem, a jej twarz jak  nieruchoma maska zdaje się wyrażać tylko pogardę dla bandy leserów i idiotów, którzy kiedyś o zgrozo będą leczyć ludzi. Kto wie, może swego czasu w jej oczach można było dostrzec iskrę pasji i powołania do kształcenia nowych pokoleń medyków, jednak jej obecni studenci stąpają już tylko po zgliszczach owego płonącego niegdyś zapału, który z czasem przerodził się w zimną, wyrachowaną determinację.

I chyba właśnie to najbardziej Skaja przeraża i denerwuje w osobie doktor Buki.  U niej, na przedostatnim przedmiocie teoretycznym tych studiów, musisz stawić czoła prawdzie: jest pięćdziesięcioprocentowa szansa na to, że będziesz jej kolejnym rozczarowaniem. Kolejnym lekarzem, który nie potrafi prawidłowo opisać i przechować próbki kału, nie wspominając już o pobraniu krwi na posiew albo błędnym dostarczeniu do laboratorium wymazu z przedsionka nosa, gdy podejrzewa się zapalenie zatok o etiologii bakteryjnej (w tym przypadku tylko punkcja, nie żadne tam wymazy!). Właśnie tak.

Tylko że wcale nie.

Za parę lat, kiedy do doktora Skaja przyjdzie jakiś pacjent wymagający diagnostyki mikrobiologicznej, wszystkie właściwe próbki zostaną pobrane we właściwy sposób, opisane i wysłane specjalnie do laboratorium doktor Buki razem ze zdjęciem niebieskiego pegaza pokazującego język do obiektywu. W sumie gdyby nie to, że ma kopytka, pewnie pokazałby środkowy palec, więc może to i lepiej, że go Bozia takimi a nie innymi kończynami obdarzyła... Ahem... No więc przyjdą do niej te próbki i to zdjęcie.

A wtedy Buka w końcu się uśmiechnie.

------------------------

Przy okazji, dodałem do strony głównej zakładkę „O blogu”, jakby ktoś był ciekawy o co kaman.