Nie wypada być pegazem

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco w codziennym funkcjonowaniu...

Pegaz na mikrobiologii - czyli czym się różni lekarz od wiedźmina

Nauka na mikrobach ogranicza się do dwóch podstawowych, niemalże egzystencjalnych pytań, z którymi prędzej czy później musi się zmierzyć każdy adept sztuki medycznej, praktykujący lekarz a także wiedźmin czy inny eksterminator...

Sen

Topos teatrum mundi w wersji kopytnej oraz sztuka improwizacji.

Dzień z życia praktykanta #4 - okiem Skaja

Na praktyki po czwartym roku przywiało nas ze Skajem na dwa różne oddziały. Ja swoich jeszcze nie zacząłem, ale za to on zaoferował się, że coś skrobnie. No i skrobnął. Nawet się nie domyślacie, jak ciężko było mi odczytać jego odręczne (odkopytne?) pismo...

Saksofon, jakiego nie znacie

Generalnie większość ludzi wie, albo przynajmniej kojarzy, że instrument, o którym mowa zyskał swoje miano od nazwiska swojego pierwszego konstruktora. Z Saxa to w ogóle niezły numer był...

poniedziałek, 3 lutego 2014

Ciężar odpowiedzialności... studenta?

Medycyna to ciężkie studia, ale też bardzo prestiżowe. Skłamałbym, mówiąc, że ten fakt nie ma żadnego wpływu na wybór mojego przyszłego zawodu. Oczywiście - chcę w przyszłości pomagać ludziom. Chcę ratować życia. Niemniej jednak powołanie powołaniem, bycie lekarzem to też niczego sobie zarobki i szacunek społeczeństwa i taka swoista fama, która przylega do młodych adeptów sztuki medycznej już od pierwszego roku studiów. No właśnie - a propos tej famy...

Dlaczego niektórzy ludzie nie widzą różnicy między studentem medycyny a młodym lekarzem?

Nie, to nie jest wkurzające. Powiedziałbym nawet, że do pewnego stopnia łechta moją próżność w ten sam sposób, jak kiedy jakaś babcia na oddziale geriatrii zwróci się do mnie per "Panie Doktorze", bo zobaczyła, że noszę kitel. Serio, biały fartuch to +10 do profesjonalizmu. Muszę rozważyć pisanie kolokwiów w stroju roboczym... może pomoże na moje zaliczenia?

Bo co to... a, tak. Bo ja zupełnie nie o tym. Chciałem wspomnieć o czymś, co na razie mnie bawi, ale boję się, że w przyszłości zacznie irytować. Prośby o porady medyczne (badum tss).

Starsze panie, np. sąsiadki mojej babci, jestem w stanie zrozumieć, ale żeby moi rówieśnicy? Nie jest tego oczywiście jakoś dużo - po trzech semestrach mojej nauki takie przypadki można policzyć na palcach jednej ręki. Wciąż jednak zapadają w pamięć z wyżej wymienionych powodów. Poniżej parę przykładów. Endżoj.

1. Dzwoni kolega. Planuje wybrać się w odwiedziny do innego znajomego, który leży w szpitalu z zapaleniem opon mózgowych. Mam mu powiedzieć, co można takiej osobie kupić. Nawet jeżeli wiedziałbym coś o patomechanizmie tej choroby, wątpię czy znałbym wszystkie możliwe zalecenia dotyczące terapii i przebiegu choroby. Dopiero jak już odłożyłem słuchawkę, pomyślałem, że mogłem chociaż odradzić kupowanie wódki. Niby oczywiste, ale, jak widać, nigdy nic nie wiadomo...

2. Wiadomość na fejsie: Ej, Ojtam, czy lek X można brać na noc?”. Ahem... Po pierwsze przeczytaj ulotkę, po drugie przeczytaj ulotkę, po trzecie jeszcze nie miałem farmakologii, po czwarte PRZECZYTAJ ULOTKĘ. Czy wspominałem o czytaniu ulotki? Ewentualnie można skonsultować się z farmaceutą, jak już się nie chce do prawdziwego lekarza. Farmaceuta się na tym zna. Do tego też trzeba skończyć studia, wiedzieliście?

3. Czy zabieg usunięcia jakiejś tam cysty jest inwazyjny i czy na pewno jest bezpieczny? Zapytaj się lekarza. Ewentualnie innego lekarza. NIE studenta medycyny. Tutaj jednak będzie jedna rada ode mnie: nie czytać forów internetowych i uważać z pytaniem Wujka Google o takie rzeczy. Można niepotrzebnie się zacząć stresować, bo albo wyjdzie z objawów rak pęcherza moczowego, albo dowiemy się, że umrzemy, bo ciocia internauty Kamilexxxx345 miała kiedyś transfuzję i umarła. Serio? SERIO?

Reszta tego typu historii jest podobna. Moim znajomym, którzy się rozpoznali w którejkolwiek z tych historii dziękuję za zaufanie (nawet jeżeli zupełnie błędne) i obiecuję jak najlepiej się uczyć, żeby kiedyś odpowiadać rzetelnie na takie i trudniejsze pytania. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem, bo to nie było moją intencją.

Ostatni akapit gwoli wyjaśnienia, bo studia medyczne są bardzo logicznie zorganizowane...  a raczej były przed reformą, na którą niestety mój rocznik się już załapał. Kto na tym ucierpi? Przede wszystkim nasi przyszli pacjenci. Pierwotny zamysł był taki: najpierw uczysz się, jak ludzki organizm jest zbudowany, potem jak to wszystko działa, dopiero potem są różne nieprawidłowości i ich leczenie - tak zwane przedmioty kliniczne. Większość studentów pierwszych lat może najwyżej sypnąć paroma ciekawostkami o ludzkim ciele albo powiedzieć, co to znaczy splenomegalia”. Ktoś ciekawy? Tak myślałem.

sobota, 1 lutego 2014

Nie wypada być pegazem...

Rysunek autorstwa RudejZmory. Genialny, prawda?
Imię: Skaj
Wykształcenie: Student medycyny, saksofonista amator

Mimo że imię jednoznacznie kojarzy się ze sztuczną skórą, uparcie obstaje przy obecnej jego pisowni, mimo że Sky, które tak samo się wymawia, przywodzi na myśl niebo i samo przez się wydaje się być jakieś odpowiedniejsze dla niebieskiego pegaza. Mówią sky is the limit, a on nie chce nikogo ograniczać. Poza tym spójrzmy prawdzie w oczy mówimy i piszemy po polsku. Kropka. Skaja można też łatwo zdrobnić, zgrubić, a co najważniejsze - odmienić. Nie to co Sky'a, szczególnie że większości z nas limit apostrofów na całe życie wyczerpało siedem tomów przygód Harry'ego Pottera, a sam zainteresowany nie musi nikomu udowadniać, jak to on dobrze zna angielski i umie ichniejszą ortografię i interpunkcję, że normalnie wow. Such international! Przecinek taki u góry! WOW!

Bo generalnie to w dzisiejszych czasach bycie pegazem jest trudne. Jakby sama niebieska sierść i kopytka nie przeszkadzały wystarczająco (nie pytajcie, jak można grać kopytkami na saksofonie można) w codziennym funkcjonowaniu i kontaktach z Resztą Świata. Nie. Muszą być jeszcze te skrzydła, które, nie wiedzieć czemu, potrafią wznosić w powietrze tylko od wielkiego dzwonu, podczas gdy większość prób lotu kończy się na żałosnym machaniu przypominającym kurczaka, który zeskakuje ze szczególnie wysokiej grzędy.

Skaj nie ma pojęcia dlaczego, ale ulubionym zajęciem jego skrzydeł wydaje się być podważanie jego pewności siebie i wkurzanie Reszty Świata. Skrzydła zawsze wystają spod kurtki, przeszkadzają w zatłoczonych tramwajach i lubią rozkładać się w najmniej oczekiwanych momentach, stawiając ich posiadacza w nader niezręcznej sytuacji. Jak tu wyjaśnić Reszcie Świata, że się tego nie kontroluje? Bo podobno to nie pasuje. I co to w ogóle za pomysł z tymi skrzydłami? Młodzież w dzisiejszych czasach schodzi na psy (na pegazy w tym przypadku, ale czaicie, o co chodzi). Jak już koniecznie skrzydła, to może ewentualnie jakieś... poważne? Na przykład skórzaste i zakończone szponami jak u nietoperza albo jak już muszą być te piórka to niech będą białe, czarne albo brązowe. W jakimś naturalnym i budzącym respekt kolorze. Nie niebieskie, bo to pedalskie. Gorsze by były chyba tylko różowe.

Skaj lubi swoje skrzydła. Po prostu widzi, że dużo ludzi nie traktuje go przez nie poważnie. Chciałby w przyszłości zakochać się i założyć porządną kochającą się rodzinę. Tylko rodzina potrzebuje podpory i męskiej siły charakteru. Bynajmniej nie cudaka z niebieskimi skrzydłami co to nawet nie zawsze latają.

A może jednak? Może jest chociaż cień szansy, że to się nie wyklucza? Może pegazy też są coś warte?